sobota, 25 maja 2013

Ważne.

Zawieszam moją całą działalność na blogach. Jest to spowodowane moim przeszczepem serca, który odbędzie się 05.06.2013 r. w Szwajcarii. Jak wrócę, to pojawią się nowe rozdziały, jeśli nie uda się... to blogi zostaną usunięte.

Love ya all !

poniedziałek, 6 maja 2013

15. Top of trouble. Big trouble.

Hope
Siedzę przykuta do krzesła. Pomieszczenie zalewa półmrok, kontrastujący z ciemnymi ścianami. Od czasu do czasu przez moje ciało przebiegają ciarki, efekt zimna panującego w tym miejscu. Unoszę głowę do góry, kropelki wody spływają z sufitu. Po chwili myślenia nad szarym sufitem, słyszę odgłosy dobiegające z zewnątrz. Krzyki, kulę się na krześle. Do pokoju wbiega zdyszany Nathan. Bez słowa odwiązuje mi ręce i nogi. Łapie mnie za rękę i wybiegamy z budynku. Chwilę później na naszych oczach wybucha, ogień trawi ludzkie ciało i stertę gruzu.

Nathan
Przykrywam Hope kocem bawełnianym. Zasypia, wygląda jak mały kot zagrzebany w pościeli. Uśmiecham się lekko, po czym schodzę do salonu. Wyciągam papierosa i wychodzę na balkon. Odpalam go, za mną wchodzi Tom, rozglądając się. Ma czerwony policzek.
- Co się stało? - mruczę, pokazując ręką na jego twarz.
- Spoliczkowała mnie ta siksa. - zaciska ręce na metalowej barierce. - Nie wierzę. Nic nie robiłem, tylko pocałowałem ją, a ona takie coś odwaliła. Kurwa, dlaczego ja mam takiego pecha? - wzdycha.
- Tom, nie oszukujmy się. Jesteś znanym podrywaczem, z pewnością do nich też dotarła ta wiadomość. - śmieję się a on wywraca oczami.
- Nathan, nie pogrążaj się. - patrzy w moje oczy, a jego tęczówki robią się ciemne.
- Dobra, tak tylko wspomniałem. - zgaszam peta i wracam z Parkerem do salonu. Chłopak siada w fotelu. Widać że coś go męczy, nie pozwala na chwilę spokoju. O czymś gorączkowo myśli. Siadam na przeciw niego i przeczesuję palcami włosy. Unosi brew.
- Sluchaj, nie zastanawiałeś się nad tym, że szefowie naszych agencji nas znajdą? - pyta z troską w oczach.
- Myślałem o tym. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Boją się nas. Połączyliśmy się. Dwie wyszkolone grupy do zabijania. Nie poradzą sobie z nami.
- Chcesz się zemścić? - zaczyna bawić się zegarkiem.
- Tak. Po pierwsze dlatego, że zniszczyli nam życie. Zrobili z nas maszyny do zabijania, bez wszelkich uczuć. Po drugie zaatakowali Hope, a ja tak tego nie zostawię.
Wstaję i zakładam skórzaną kurtkę. Jest przesiąknięta zapachem papierosów, mięty i prochu strzelniczego. Uśmiecham się do Toma, w swoim klasycznym stylu, który oznacza jedno: plan. Plan doskonały.
- Będą z tego problemy, Młody.
- Tak, słyszałem to. Jestem wrzód na dupie. - moje słowa wywołują u bruneta salwę śmiechu. Rzuca we mnie poduszką i podchodzi do mnie.
- No to idziemy na zwiady.

piątek, 15 marca 2013

14. Sadistic kidnapper

Perspektywa Hope.

Jest duszno i ciemno. Ból w klatce piersiowej rozrywa mój umysł. Przecieram zamglone oczy i instynktownie próbuje wstać. Na marne. Jestem przykuta do ściany a łańcuch boleśnie zaciska się na mojej szyi. Przesuwam się w stronę ściany i kulę. W pomieszczeniu zapala się światło, przymykam powieki. Moje blond włosy są mokre. Ja cała jestem mokra. Ktoś oblał mnie wodą.
- Witam księżniczkę. - ciche sapnięcie obok mojego ucha. Otwieram oczy i ukazuje mi się jakiś chłopak. Ciemne włosy, grzywka opada na prawe oko. Szare oczy wpatrują się we mnie z dzikością i gniewem. Przełykam cicho ślinę i oddycham ciężko.
- Kim ty jesteś? - drżę na co on wybucha śmiechem.
- Luke. Tyle ci wystarczy. - przejeżdża dłonią po moim policzku. - Stary przyjaciel Nathana.
- Co ty mi zrobiłeś?
- Nic. Na razie. - wstaje i podchodzi do stolika. Bierze do ręki strzykawkę, po czym mimo moich oporów, wbija igłę w żyłę. Kilka minut później osuwam się. Odpływam.
Zaczynam kasłać aż w końcu podnoszę głowę. Luke buja się na krześle obok mnie. Jego twarz ponownie wykrzywia uśmiech a do moich oczu napływają łzy. Wiem co zaraz się stanie. Staram się jak najbardziej od niego odsunąć. Chłód skalpela na moim policzku i powolna wędrówka ostrza na mojej skórze. Szkarłatna ciecz wydostaje się i spływa do moich ust, zaciskam szczękę. Ból w brzuchu sprawia że się kulę. Spoglądam szklanymi oczyma na mojego oprawcę.
- Zostaw mnie... - szepczę.
- Nie kochanie. To kara dla Sykesa. - cedzi z głową w moich włosach i ponownie zadaje mi ból.

Perspektywa Nathana.

- Gdzie ona kurwa jest?! - wydzieram się kolejny raz dzisiejszego dnia a Tom zwala z półki wazon.
- Pytaj mi się a ja ci się! - odpowiada wściekły i kopie w szafkę z butami.
- Spokojnie, znajdziemy ją. - mówi Blair.
- Nie spokojnie! Ona może gdzieś być, nie wiadomo gdzie. - Tom wściekły do granic możliwości zaciska boleśnie pięści. Widzę furię w jego oczach. Gotowy jest zabić.
- Myślę że to robota kogoś doświadczonego. Idealnie to zaplanował. - stwierdza Max a ja chcę zironizować to, jednak w ostatniej chwili się powstrzymuję. Siadam na taborecie i przeczesuję palcami włosy.
Pamiętaj Sykes, zniszczę wszystko co masz. Zabiorę ci tak jak ty mi zabrałeś, skarbie. 
Moje źrenice się rozszerzają. Podbiegam do szuflady w komodzie i przeszukuję jej zawartość. Znajduję. Rozrywam biały papier i ponownie wpatruję się w idealnie kreślone litery.
Koszmar z przeszłości powraca Nathan. Myślałeś że owego, sierpniowego dnia mnie zabiłeś. Zniszczyłeś. BŁĄD. Ja przeżyłem. Po 5 latach przychodzę się zemścić. Chcę abyś czuł ból taki jak ja wtedy. Ból fizyczny od noża i psychiczny bo wziąłeś mi Jess. Pamiętaj Sykes, zniszczę wszystko co masz. Zabiorę ci tak jak ty mi zabrałeś, skarbie. Ode mnie tak łatwo się nie odchodzi. 
Cisnę kartkę na podłogę i klnę głośno. Luke. Ten sukinsyn porwał Hope aby się na mnie zemścić. Myślałem że zabiłem go, jednak myliłem się. Czas na konfrontację, skarbie.



niedziela, 17 lutego 2013

13. Memories of the birth of a monster

Budzę się nad ranem. Zgarniam czyste rzeczy i w bokserkach idę do pokoju Jay'a. Na palcach wchodzę do łazienki. Biorę prysznic. Woda zmywa ze mnie choć na chwilę problemy czy troski. Wysuwam się z kabiny prysznicowej i wycieram się. Po chwili zakładam rzeczy i ręką czeszę włosy. Zatrzymuję się na chwilę aby spojrzeć na swoje odbicie. I wszystko do mnie wraca.
- Nathan, proszę cię! Nie rób mu nic złego! - krzyczała Jessica a ja prychnąłem. Wziąłem z kuchni nóż i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Blondynka wybiegła za mną i próbowała zatrzymać.
- Nie, Jess. - warknąłem.
- Nathan, proszę! Nie chcę abyś siedział w więzieniu  - błagała ale ja ją odepchnąłem. Przeszedłem kilka przecznic. Stał na boisku z kolegami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zagwizdałem na niego, a kiedy ten się odwrócił, wbiłem nóż w jego brzuch. Splunął krwią i opadł na ziemię. Zadałem dwie rany w klatkę piersiową. Jego "przyjaciele" uciekli. Patrzyłem z nienawiścią w oczach na to jak się wykrwawia. Na to jak płaci za krzywdę mojej siostry. I wtedy we mnie narodziła się cząstka potwora. 
Przecieram oczy i wzdycham. Wychodzę z łazienki a Jay z uniesioną brwią na mnie patrzy. Wywracam oczami i schodzę na dół. Wstawiam czajnik a do kubka wsypuję kawę rozpuszczalną. Zalewam i wlewam śmietankę do kawy. Parujący napój stawiam na stole przy którym siadam.
- Jesteś nic nie wartym bachorem, który myśli że z marzeń będzie się utrzymywać. - wycedził mój ojciec patrząc na mnie z odrazą. - Nie wiem czemu ciebie matka dalej trzyma. 
- Zamknij się. - wychrypiałem a on tylko się zaśmiał.
- Zniszczę ci życie, Nathan. - warknął. - Odbiorę przyjaciół, dziewczynę, wyrzucę pianino. Jesteś słabym dzieciakiem. - wstał i wyjąwszy pałkę baseballową, zaczął nią uderzać o pianino. Zrobiłem się czerwony na twarzy, mój ojciec coś takiego zrobił... Wściekły do granic możliwości, chwyciłem figurkę golfisty i uderzyłem w tył głowy. Krew trysnęła a On osunął się na ziemię. Splunąłem na niego. Potwór, ukrywający się we mnie, wyszedł na powierzchnie.
Kończę pić kawę, naczynie odstawiam do zmywarki. Zakładam buty i skórzaną kurtkę. Mój wzrok omiata pokój. Biorę z szafeczki klucze i wychodzę na zewnątrz. Zamykam drzwi i idę. Nie wiem gdzie dokładnie, po prostu idę przed siebie. W kierunku zapomnienia.
- 1,2,3. W lewo zwrot! - krzyczał w mojej głowie głos płk. Gadsoona. - Przeładuj broń! - wykonywałem idealnie jego polecenia. Nie miałem wolnej chwili, przynajmniej nie starałem się o nią. 
- Nathanie Sykesie. Zostajesz przydzielony do oddziałów specjalnych wojska armii Królewskiej. 
Te kilka słów sprawiły iż wykwitł uśmiech na mojej twarzy. Pierwszy raz od kilku lat. 
Misje były ciężkie. Afganistan, Pakistan, Kair, Moskwa... Aż w końcu trafiłem na Marca Delgado. Szefa prywatnej, tajnej i specjalnej agencji do zadań specjalnych. Wypuścili mnie z wojska i wstąpiłem do agencji. Z miesiąca na miesiąc byłem coraz bardziej dobry, aż w końcu stałem się najlepszy. 
Opieram się o ścianę jakiegoś budynku, bliżej mi nieznanego. Wspomnienia nie ranią mnie, przypominają mi tylko kim jestem. Że jestem potworem.


No... To takie przybliżenie przeszłości Nathana...
Zdziwieni że był w wojsku? xd
Jeśli czytacie, to skomentujcie. Wystarczy zdanie, dzięki temu wiem kto to czyta. :3
Do następnego.

sobota, 16 lutego 2013

12. Is the sister of our enemy.

Krzątam się po salonie aż w końcu przełamuję się. Wzdycham patrząc na blondynkę i powoli i w miarę wyraźnie zaczynam mówić.
- Jak masz na imię? - pytam i upewniam się iż Tom'a trzyma Max.
- Louise. - szepcze i spuszcza wzrok. Unoszę brew.
- Czekaj, czekaj... Louise Tomlinson? - zadaje pytanie Tom a ona nieśmiało kiwa głową. Parker uśmiecha się pod nosem, co oznacza lekkie kłopoty.
- Ja... nienawidzę go. - patrzy na mnie a z jej oczu płynie łza. - Pozwolił aby jego kolega mnie zgwałcił. Jest niczym. Jest zwykłym gównem. - wzdycha a Hope kładzie rękę na jej ramieniu.
- Okej... Zostaniesz tu na razie. Nie wiem na ile, po prostu zostajesz. - odpieram i wychodzę na ogród. Siadam na ławce i opieram twarz na dłoniach. Co z nią zrobić? Nie dość że widziała jak kończę to co zacząłem to jeszcze jest siostrą naszego nieprzyjaciela. Przecieram oczy i wstaję, wracam w głąb domu. Lustruję wzrokiem dziewczynę, po czym łapię ją za nadgarstki i ciągnę w stronę pokoju.
- Nathan, co ty robisz? - podnosi ton Fay.
- Muszę przemyśleć. - cedzę przez zęby. - Z dala od was.
Louise kładzie się na łóżku, podkula nogi. Opieram się o ścianę i stukam nogą. Wzdycham kolejny raz tego dnia i lekko oblizuję wargi.
- Jesteś znany w mieście, wszyscy się ciebie boją. - mówi cicho Louise a ja unoszę brew. - Jesteś znany, poważany i sławny. Każdy wie o słynnej akcji w Nowym Jorku, Los Angeles czy w Moskwie.
- Tak... Było, minęło. - wzruszam ramionami a dziewczyna wstaję. Podchodzi do mnie i głęboko patrzy w moje oczy. Prześwietla duszę mordercy. Przejeżdża palcem po mojej kości policzkowej.
- Nie jesteś taki zły. Zabiłbyś mnie, a tego nie zrobiłeś. - czuję jej ciepły oddech na szyi. Moje emocje sięgają zenitu. Kładę moje wargi na jej i przejeżdżam delikatnie językiem po jej dolnej wardze. Rozchyla je a mój język zachłannie dociera do jej ust. Całujemy się, blondynka mierzwi mi włosy i lekko drapie kark. Ściskam jej pośladki i kładę na łóżku. Ściągam bluzkę, spodnie a ona swoje rzeczy. Przewraca mnie tak, że to ona jest górą. Pociera się o mojego członka, powodując iż robi się on twardy. Całuję ją z pasją i przygryzam wargę. Jej dłonie jeżdżą nieustannie po moim torsie, jęczę lekko. Odpina stanik i go ściąga. Masuję jej piersi i przygryzam sutki. Ze mną nie bawi się w duperele. Brutalnie spycham ją z siebie i ściągam jej majtki. Moje dwa palce wprawnie w niej igrają. Klatka piersiowa Louise podnosi się i opada. Opuszczam moje bokserki i kopię w kąt pokoju. Przysysam się do szyi blondynki, pozostawiając siny ślad i gwałtownie w nią wchodzę. Obydwoje jęczymy, wzdychamy.
- Dochodzę... - szepcze a ja kiwam głową.
Równocześnie dochodzimy. Wychodzę z niej, sperma pojawia się na prześcieradle. Dziewczyna przykrywa nas kołdrą i stara się unormować oddech. Całuję ją namiętnie, nasze języki toczą wojnę w buzi. Moja głowa opada obok niej i zasypiam.


asdfghjkj, nie grzeczny Nathan. ^^
Mój kolejny blog o TW i JB. >> I'd like to be everything you want, just please don't tell the principle.
Do następnego. xd

czwartek, 14 lutego 2013

11. Fucked up job, Nathan.

Wychodzę z domu po 4 rano, mam do załatwienia sprawę. Wsiadam do samochodu i jadę do lasu. Otwieram bagażnik i chwilę przypatruję się osobie znajdującej się w niej. Biorę go za ramiona i rzucam na ziemię. Chwilę kopię.
- Do zobaczenia w piekle. - szepczę, po czym złowrogo się śmieję. Strzelam, krew tryska w górę. Zamykam bagażnik i już chcę odchodzić kiedy słyszę szelest, niedaleko mnie. Moje serce przyśpiesza, z krtani nie wydobywa się żaden dźwięk. Spoglądam w stronę zarośli okalających stary dąb. Stłumiony krzyk. Chowam pistolet do kieszeni, jednym susem znajduję się przy zieleni. Dziewczyna trzęsie się ze strachu, łzy lecą po jej policzkach, oczy błagają o litość. Czy ja mam aż tyle litości aby jej darować? Widziała to co robiłem. Może być niebezpieczna. Głos w mojej głowie bezlitośnie mnie dobija. 
- Wstawaj. - warczę. Dziewczyna posłusznie wstaje i zaczyna szlochać. - Nie płacz, nie skrzywdzę cię. Tylko wezmę. - dopowiadam i rzucam nią na tył samochodu. Sam wsiadam na miejsce kierowcy. Zamykam przyciskiem wszystkie drzwi. Odpalam papierosa i odjeżdżam. Moja towarzyszka siedzi cicho, pociąga tylko nosem. Patrzę na nią w bocznym lusterku. Jest ładna. 
Ciągnę ją za nadgarstki i rzucam na kanapę. Zegar w salonie wybija 5.30. Wzdycham i kręcę się po pokoju, obmyślając jakiś plan. Przełykam ciężką gulę i siadam na stole. Wołam wszystkich, mimo iż jest tak późna pora. Muszą mi pomóc - mam ją zabić czy też nie?
Max przeciera leniwie swoje oczy, Tom ziewa a Siva na stojąco zasypia. Nie trzeba było balować. 
- Widziała jak zabijałem Rick'a. - mówię tonem nie wyrażającym żadnych emocji. Moje słowa działają na wszystkich jak duża dawka kofeiny.
- Co? Spieprzyłeś robotę, Nathan. - odzywa się Max i lustruję dziewczynę wzrokiem.
- Spieprzył... Owszem, ale wątpię aby ta dziwka cokolwiek powiedziała. - opiera się o szafę Tom. - Boi się.
- Słownictwo Parker. - warczy Jay a sam zainteresowany chrząka.
- Będę mówił jak będę chciał, a teraz przepraszam, u góry mam gorący towar czekający na igraszki. - idzie do swojego pokoju. Zajebiście. Grupa trzyma się razem, a nie. 
- Nie zabijajcie jej, ona się boi. Samego tego iż wie że zabijamy ludzi. - Hope mówi z nieobecnym wzrokiem. - Zaopiekuję się nią. - podaje rękę dziewczynie, a ona chwyta ją i wstaje. Idą do pokoju Fay. 
- Czy ja się przesłyszałem? - krzyczy desperacko Tom, który ukazał się u szczytu schodów. Hope minęła go i obdarowywała jadowitym wzrokiem. 
- Nie, Tom. Uspokój się. Ona wie co robi. - Cat kładzie rękę na ramieniu Thomasa a ten przewraca oczami. 
- Jeśli ta suka będzie tu za kilkanaście godzin, osobiście ją zabiję. - syczy i trzaska swoimi drzwiami. Mierzwię swoje włosy, błądząc wzrokiem po podłodze. Ściągam buty i kurtkę, muszę się przespać. Tak też robię, nie ściągam nawet ubrań. Po prostu zasypiam. 
Budzą mnie jakieś krzyki, zbijanie czegoś. Schodzę na dół, gdzie widzę kłócących się Tom'a i Hope. Za Fay stoi dziewczyna z lasu. Na około nich reszta. Hope niebezpiecznie prowokuje Thomasa, podnosi rękę. W ostatniej chwili powstrzymuję go, mówiąc iż my kobiet nie bijemy. Ale zabijać możemy. Co za ironia...
Tom odpuszcza, ostatni raz mierzy Hope i dziewczynę.
- Jeszcze zobaczymy, suczko. - mówi do roztrzęsionej blondynki, a Fay przytula ją. Szatyn trzaska drzwiami wejściowymi a ja patrzę błagalnym wzrokiem na Max'a, aby za nim poszedł. Wzdycha i idzie, zamykając delikatnie drzwi. Krzyżuję ręce na piersi i oblizuję wargi. Jestem w kropce. 



asdfghjkgj, jak ja uwielbiam przeklinać. ^^
Uwierzcie mi, często teraz będzie do tego dochodziło. :3
Mam urodziny więc dodaję. Taki prezent. ♥
Do następnego <3

niedziela, 10 lutego 2013

10. Task and intrigue.

Wchodzę do pokoju Parkera. Lustruje mnie wzrokiem, jest wściekły. Nie dziwię się.
- Co to ma być? Zasypiam w Londynie, budzę się w Los Angeles? - krzyczy a ja wzdycham. Opowiadam mu wszystko, włącznie z moim planem zabicia Nathalie. Niechętnie się zgadza, w sumie nie ma innego wyjścia. Czyszczę moją snajperkę, zrobię to po cichu. Nie chcę popełnić błędu, nawet najmniejszego.
Kilka minut po dwudziestej. Nathalie znajduje się na celowniku, Tom idzie kilkanaście metrów za nią. W razie czego ma ją dobić. Upewniam się że tłumik jest założony na lufę i strzelam. Czysty strzał, ruda opada na ziemię. Nie żyje, Tom cofa się. Ja pakuję broń. Robię zdjęcie.
Załatwione.
Klikam i wysyłam. Wracamy do hotelu, ciężko opadam na fotel. Właśnie zabiłem szefową K-Mart, jedną z najważniejszych osób w świecie przestępczym. Przeczesuję swoje włosy dłońmi, Tom klepie mnie po ramieniu.
- Będzie dobrze... Musieliśmy to zrobić. - nalewa sobie piwo do szklanki, ale porządny się zrobił. Kiwam głową i idę do łazienki. Osuwam się po ścianie. Nie mam sumienia. Gdybym miał, żałowałbym śmierci tylu osób. Od dwóch lat zabijam regularnie, co tydzień mam zlecenie. A jednak, nie mam wyrzutów. Jestem pozbawiony uczuć, może tylko znam miłość i gniew. Mój telefon dzwoni, odbieram.
- Spisaliście się, gratuluję. Możecie wracać, o dziewczynę się nie martw. - mówi ochrypły głos. Rozłączam się i pakuję. W taksówce wyglądam przez okno. Kiedy wszystko się ułoży, wrócę tu z Hope. Obiecuję.

***
Londyn wita nas zimnym, deszczowym powietrzem. Pada deszcz, krople z dużym naciskiem opadają na ziemię. Muszę przygotować się na niezły ochrzan od reszty. Tom przekręca klucz w drzwiach, ciekawe skąd ma. Nie brałem kluczy. Zostawiamy dość mokre torby w korytarzu i wchodzimy w głąb domu. Wszyscy stoją w salonie, na nasz widok... się uśmiechają. Unoszę brew.
- Nie powinniście być źli za to że "uciekliśmy"? - pytam a Hope puszcza mi oczko.
- Nie. Wiemy o co chodziło... - odpowiada za wszystkich Max, a ja oddycham z ulgą. - Co nie znaczy że jesteśmy z tego faktu zadowoleni. Jesteśmy rodziną, Nathan.
Kiwam głową. Przytulamy się, Hope całuje mnie w policzek. Uśmiecham się, pierwszy raz od kilku dni. Ciekawi mnie jedna rzecz... Skąd oni wiedzieli o tym? Wątpię aby agencja wyjawiła im prawdę. I zachowanie dziewczyn, nie są wściekłe chociaż zabiłem ich szefową. Czyżbym został uwikłany w jakąś intrygę?

piątek, 8 lutego 2013

9. Love or die.

Otwieram oczy, jestem w jakimś pomieszczeniu. Naprzeciw mnie Tom skrępowany jakimiś mokrymi pasami. Jest nieprzytomny i strasznie pobity. Po chwili orientuję się że również jestem związany. Wiem że krzyczenie o pomoc jest bezsensu. Kompletnie. Do pomieszczenia wchodzi dwóch zupełnie nieznanych mi mężczyzn. Z głupimi uśmiechami lustrowali mnie oraz Parkera.
- Sykes, nie ładnie przeciwstawiać się własnej agencji. - mówi jeden z nich a ja unoszę brew.
- Co masz na myśli? - mówię cicho, wszystko mnie boli.
- Doskonale wiemy o współpracy z K-Mart. I o Hope Fay. - kuca przede mną. - Tej blondyneczce może się coś stać... - szepcze a ja próbuję się wyrywać.
- Tknij ją a pożałujesz. - cedzę przez zęby.
- Tak, ty i te twoje zdolności w torturach. - wstaje. - Macie obydwoje szanse rehabilitacji. Odejdziecie od tych dziewczyn i zabijecie Nathalie.
- Dobrze... - odpieram. Jeśli taka jest cena za życie Hope, jestem w stanie wszystko zrobić.

***
Max obmywa rany Tom'a, ja piję wodę. Nasze ciuchy już spakowałem. Wymkniemy się w nocy, nikt nas nie zauważy. Parker nie wie o co chodzi, podam mu na kolacji środek usypiający. Cały czas jestem zamyślony. Najgorsze będzie opuścić Hope. Wydaję mi się że pozwala mi się zbliżyć... A jednak. Muszę opuścić sens mojego życia. Obok niej czuję jak bym naprawdę żył. Miłość. To piękne uczucie.
Ostatni raz patrzę na zegarek, wskazujący 00:17. Biorę moją i Tom'a torbę i wydostaję się przez balkon. Chowam rzeczy do bagażnika. Teraz czas na przyjaciela. Przemykam niezauważony do jego pokoju. Śpi, środek działa. Przewieszam go sobie przez ramię. Ciężko jest, ale ujdę. Zdyszany kładę go z tyłu samochodu a sam wsiadam na miejscu kierowcy. Przekręcam kluczyk w stacyjce, ostatni raz mój wzrok zawiesza się na naszym domu. Tyle przyjemnych chwil... Wzdycham i odjeżdżamy w głąb miasta.
Zatrzymuję się przy hotelu. Jutro wylatujemy do LA, tam obecnie przebywa Nathalie. Tom budzi się, na moje szczęście lub nieszczęście. Kładę go na łóżku, obok torby i zamykam na klucz. Będzie się rzucał, krzyczał. Mam to gdzieś. Z balkonu nie skoczy, 5 piętro. Zakładam luźne dresy, o 13 mamy lot, a jest 1:00. Przykrywam się kocem i odpływam w krainę Morfeusza. Czeka mnie bardzo ważne zadanie, które może kosztować życiem Hope.


Są krótkie... Staram się aby były dłuższe, ale nie wychodzi. Mam 4 blogi, myślę o przywróceniu tego z imaginami. I tak cud że jeszcze wyrabiam. c:
Proszę, komentujcie jeśli czytacie. To ważne. ;3
Do następnego <3

czwartek, 7 lutego 2013

8. I hate you!

Wstaję i załatwiam czynności poranne. Szukam chwilę mojej bluzki, jednak przypominam sobie iż pożyczyłem ją Hope. Zakładam nieśmiertelnik, zegarek i schodzę na dół, gdzie Tom myje ręce w kuchni. Unoszę brew, jednak po chwili domyślam się co robił. Na stole leży pudełeczko. Otwieram je... Dwa palce. Jeden męski, drugi kobiecy. Zamykam opakowanie. Po chwili wbiega do kuchni Cat i "zabija" wzrokiem Tom'a.
- Nienawidzę Cię! - krzyczy w jego kierunku a on z zdezorientowaniem na mnie patrzy,
- Cat, o co ci chodzi? - uspakaja ją.
- Obiecałeś coś! - drze się głośnie. Zbija szklankę i wybiega z pomieszczenia. Parker idzie za nią. Schylam się aby posprzątać zbite szkło, uprzedza mnie jednak Hope. Wyrzuca odłamki, wstajemy równocześnie. Jej wzrok wędruje do pudełka, uśmiecha się pod nosem. Mała blizna zdobi jej wargę, jednak mimo tego dziewczyna jest piękna. Wychodzi z kuchni, idę za nią. Blair coś robi w komputerze, pilnie dyskutuje z Maxem i Jayem. Drapię się po karku i niewinnie uśmiecham. Mam ochotę się rozerwać, zapomnieć o problemach. Zwłaszcza że jutro po raz kolejny zabawię się z naszymi ofiarami.
Przebieram się, wiąże moje trampki. Ostatni raz przeglądam się w lustrze, po czym schodzę na dół. Tom jest wściekły, wychodzimy razem z domu. Klepię go po ramieniu aby się nie przejmował a on kręci głową. Po kilkunastu minutach dochodzimy do lokalu, z łatwością omijamy ochroniarzy. Muzyka dudni w moich uszach, wszędzie widać alkohol. Widzę też ludzi przekazujących sobie tabletki - ectasy. Zamawiam mi i Thomasowi po kieliszku wódki na rozgrzanie. Barman nalewa, podgrzewa zielonym ogniem. Przybijam kieliszek do kieliszka Parkera i równo pijemy. Trunk jest bardzo mocny, po kilku kieliszkach jesteśmy porządnie wstawieni. Tom zabawia się z jakąś panienką, dotyka ją i całuje. Ja ledwo przytomnie rozglądam się po klubie. Natrafiam na dwie pary ciekawskich oczu, skierowanych na mnie i mojego towarzysza. Biorę Tommego pod rękę i szybkim krokiem, mimo tego iż jesteśmy pijani, wychodzimy. Staram się w miarę możliwości iść równo z nim i szybko, jednak chłopak ciągle się zatrzymuje. Mam ochotę mu przywalić. Moją rękę zatrzymuje jakaś inna ręka. Mężczyzna pcha mnie i zaczyna kopać. To samo robi inny z Tomem. Próbuję się bronić jednak na próżno. Jestem zbyt słaby, pijany. Z moich ust wypływa krew, Tom traci przytomność. Jesteśmy w najgorszym położeniu w całym swoim życiu. Nagle rozlega się strzał...


Nie skomentuję. ♥
To wyglądało sto razy lepiej w mojej głowie... Ale cóż poradzić. ^^
Do następnego.. <3

wtorek, 5 lutego 2013

7. Budding love

Zadawanie komuś bólu jest całkiem przyjemne. Przechodzą miłe dreszcze na dźwięk jego krzyku. Odkładam zakrwawione narzędzia i zostawiam Rick'a w piwnicy. Idę do salonu, piję wodę z butelki. Hope przypatruje mi się z boku. Spoglądam na nią i unoszę brew. Wstaje i kładzie mi głowę na ramieniu.
- Coś się stało? - pytam ją a ona przymyka oczy, jakby chciała o wszystkim zapomnieć.
- Grozili że zabiją ciebie. - jej głos z trudem to mówi. - Będą torturować a potem zabiją.
- Nie bój się, przecież jestem. Nic mi nie jest. - przytulam ją. Czuję jak momentalnie moja koszulka jest lekko mokra, z pewnością od łez. Taka silna, a jednak słaba. Przykrywa się pod płaszczem twardzielki. Wzdycha i odsuwa się na fotel, gdzie bezpiecznie siada. Patrzę na nią ostatni raz i wychodzę. Zbiegam po czterech schodkach bardzo szybko, gdyby nie mój refleks pewnie bym się wywrócił. Kocham ją. Zabujałem się po uszy. Tylko ciekawe co ona do mnie czuje... Wiem że gdzieś tam ona mnie kocha. Wchodzę do jubilera, gdzie moje oczy przykuwa stos z naszyjnikami. Wybieram jeden z wisiorkiem w kształcie serca. Proszę o wygrawerowanie, po 10 minutach otrzymuję prezent. Płacę kartą i wychodzę z budynku. Chowam naszyjnik do kieszeni. Wstępuje jeszcze do sklepu po zwykłe sprawunki. W drodze powrotnej słucham muzyki na iPodzie. Zostawiam zakupy w kuchni. Słyszę rozmowę w salonie, skradam tam się.
- Musisz mu powiedzieć. - twardo mówi Cat.
- Proszę was, to jest jeszcze kiełkujące uczucie. - wzdycha Hope.
- Nath ma prawo wiedzieć. Widzę jak na ciebie patrzy. - wtrąca się Blair. Podchodzę po cichu do drzwi wejściowych, udając że niby wróciłem. Trzaskam nimi, natychmiast przestają rozmawiać. Z poważnym wyrazem twarzy siadam na sofie, zakładam nogi na stół. W środku rozpiera mnie energia i mam pszczoły w brzuchu. Max siada obok z piwem w ręce, podaje mi drugie. Otwieram otwieraczem i upijam łyk świeżego, zimnego alkoholu. Uśmiecham się do dziewczyn i puszczam im oczko, a one zdziwione wychodzą. Pewnie zrealizować drugą część planu. Tom siada z drugiej strony, na rękach trzyma czarnego kota. Głaszcze go, a ten mruczy. Seev i Jay siadają na przeciw nas. Opowiadają o gościu w naszej piwnicy.
- Niezła robota, Nath. Wiedziałem że zajmiesz się tym najlepiej. - chwali mnie Thomas a ja kiwam głową.
- Dobrą szkołę miałem. - wzruszam ramionami i przybijam się butelkami z nim.
Wyciągam telefon z kieszeni. Wybieram zdjęcie pobitego, zakrwawionego Rick'a i wysyłam je z zastrzeżonego Marcowi.


Lol ^^ Ej, nawet niezły mi wyszedł :3 Ciekawi mnie jedna rzecz. Ale to nie ważne xd
1. Tak, mam tyle full-capów. Duuużo.
2. Byłem na koncercie TW. Mój tata, jest prawie przyjacielem brata Kevina. No i załatwili mi wejście na koncert i godzinne przebywanie z chłopakami. Stąd autografy.
KONCERT THE WANTED NA KTÓRYM BYŁEM.

Do następnego <3

niedziela, 3 lutego 2013

The Versatile Blogger Award

Kurdę, mówiłem ŻE TEN BLOG I INNE MOJE NIE ZASŁUGUJĄ NA NOMINACJĘ.
Ale mnie nie słuchacie no. A muszę zrobić notkę etc. Chociaż mi się nie chcę i wgl. LOL.
Zostałem nominowany przez Kia, Nestii . , Angelika TW, K. oraz Dreamer ♥. Dziękować. ^^

Zasady:

- podziękować nominującemu na jego blogu
- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Fakty:
1. W moich żyłach płynie polsko-arabsko-bułgarsko-włoska krew.
2. Mam dwa psy - Bambosza i Colę.
3. Lubię grać w Simsy i Call of duty.
4. Jestem spóźnialski ale porządny.
5. Mam bliznę na pośladku -.-
6. Nie lubię Taylor Swift i nie przepadam za 1D (Zaraz będą hejty pewnie..)
7. Mam 126 full-capów.
8. Prowadzę pamiętnik.
9. Jak miałem 10 lat, zatrzasnąłem się w ubikacji w supermarkecie... Darłem się wniebogłosy.
10. Urodziłem się w walentynki, dokładniej 14.02.1996 o godzinie 11.25
11. Lightning oraz She is my weekness są moimi ulubionymi piosenkami TW.
12. Mam ciemne oczy i mniej więcej do linii uszu włosy.
13. Chciałem zostać wróżbitą, obecnie chcę zostać lekarzem lub psychologiem.
14. Nie mam facebooka, nie lubię go.
15. Gram na gitarze i pianinie oraz śpiewam.
16. Mam zespół.
17. Mam brata Konrada, miałem siostrę Asię.
18. Moje drugie imię brzmi Konrad, natomiast mój brat na drugie ma Krystian ^^
19. Kiedy byłem w pierwszej klasie podstawówki na farmie ze strusiami itp. podkradłem prawdziwe jajko strusia i biegałem z nim. Niestety ochrona odebrała mi go. :c
20. Jestem bardzo często nieogarnięty.
21. Lubię malować ze znajomymi graffiti.
22. Zaśpiewałem na konkursie "GYC". Zająłem pierwsze miejsce.
23. Mam autograf Tom'a, Nathan'a i Sivy.
24. Mam koszulkę z napisem "Żyj nadzieją" oczywiście po angielsku. Napisane przez Cheestera z Linkin Park. <3
25. Nie ufam ludziom z szarymi lub czarnymi oczami. 
26. Uwielbiam koty, ale miałem z nimi przykrą styczność... Patrz punkt 5.
27. Fanem The Wanted jestem od 16 marca 2010 roku.
28. Lubię kolor czarny oraz biały.
29. Piszę piosenki, natomiast nie umiem wierszy.
30. Jeśli jestem w szkole, zawsze coś się dzieje. 
31. Mam grupę przyjaciół w realu, i wielką rodzinę na bloggerze i twitterze.
32. Pochowałem królika w ogrodzie i miałem żałobę przez 8 dni.
33. Lubię wnerwiać moje psy ^^
34. Zwiedziłem 27 państw, w tym: Włochy, Bułgaria, Hiszpania, Francja, WB.
35. Moje motto : " Biegnij, nie oglądaj się za siebie". Takie samo ma moja przyjaciółka.

To tyle... Zanudziłem c'nie :3
Nie uda mi się nominować aż 50 blogów... No way! ;c

http://nothinglikeusxx.blogspot.com
http://to-afraid-to-love-you.blogspot.com/
http://thewanted-and-rosalie.blogspot.com/
http://fuckingcrazyx.blogspot.com/
http://paranienormalnyswiat.blogspot.com/
http://chasingthesuntw.blogspot.com/
http://you-are-haunting-me.blogspot.com/
Mało, ale co ja na to poradze? ;c

6. Kidnapping

Idę w stronę odgłosów. Płoszę atakujących, którzy pochylali się nad dziewczyną. Zaczynają uciekać. Wyciągam dwa pistolety. Lekki uśmiech na ustach i strzelam. Tryska krew, obydwoje padają na ziemie. Klękam obok Hope. Jest pobita i to dotkliwie. Ma podarte rajstopy. Biorę ją na ręcę i zakamarkami udaję się do domu. Kopniakiem otwieram drzwi i kładę blondynkę na sofie. Jej przyjaciółki od razu odkażają rany. Max przenosi ją do pokoju gościnnego.
- Znalazłem ją nad rzeką. Zabiłem tych co do niej się dowalali. - mówię a Tom kiwa głową.
- Dobrze postąpiłeś. - kiwa głową.
Tydzień później

Hope dochodzi do siebie. Pobili ją, i gdzieś przytrzymywali. Schodzę na dół, gdzie wszyscy siedzą.
- Nathan, jesteś najlepszy. Dziewczyny porwą siostrzenicę Nathalie, a my bratanka Marc'a. Ty się nim odpowiednio zajmiesz, słyszysz? - mówi powoli Tom a ja kiwam ze zrozumieniem głową.
Jak Parker powiedział, tak też robią. Zostaję sam w domu. Nogi zakładam na stół, Hope śpi w pokoju. Musi odpoczywać. Max wie że coś jest między nami. Nawet lepiej, nie mogę tego dłużej w sobie nosić. To nie dla mnie. Słyszę lekkie kroki na schodach, po czym dziewczyna siada obok.
- Miałaś leżeć. - karcę ją wzrokiem.
- Nie chcę, nudzę się, a tak poza tym tam nikogo nie ma. - wzrusza ramionami. Nakłada na siebie koc, po czym owinięta w niego lekko zasypia. Głaszczę ją po głowie i lekko całuję ją w policzek. Wyłączam telewizor. Wstaję, akurat w tej chwili wpada Jay który każe mi iść do piwnicy. Z uśmiechem na twarzy tam się kieruję, gdzie widzę pokaźny widok. Za ręce liną do sufitu przywiązany bratanek Marc'a - Rick. Ma na sobie tylko spodnie, jest jeszcze nieprzytomny. Gestem dłoni każę odejść Tomowi, Maxowi i Seevowi. Zostawiają nas a ja opieram się o ścianę z skrzyżowanymi rękoma. Po około 10 minutach, młodszy Sanviego się budzi. Spogląda na mnie zdziwiony a jednocześnie przerażony. Rozglądam się po pomieszczeniu, jakie szczęście że mamy piwnicę dzwiękoszczelną. A raczej miejsce tortur, lub kto jak woli. Podchodzę do stolika, na którym jest dużo narzędzi. Biorę do ręki skalpel i podgrzewam jego ostrze pod ogniem.
- Wiesz, lubię zadawać ból. - stwierdzam patrząc na rzeżący się metal.
- Zabij mnie, proszę. - błaga 20-latek.
- Śmierć będzie dla ciebie wybawieniem. A ja nie chcę abyś na razie umierał. - szepczę mu do ucha i przykładam palący przyrząd do skóry chłopaka. Jego krzyk wypełnia całe pomieszczenie.


Napisany jakieś parę dni temu, więc dodaję. LOL
Ajm sadysta ^^ Aj lajk :D
Sykesówna ♥ - różowe gacie *__* huehuehue xd 
Do następnego <3

piątek, 1 lutego 2013

5. I follow you, my love.

Szukamy ją już od dwóch dni. Ani śladu po Hope Fay. Zagłębiłem się nawet w najczarniejsze zakamarki tej pracy. Nic. Idę żując gumę przez ulicę. Wspominam chwilę spędzone z nią. I tę noc. Najpiękniejszą i najlepszą w moim życiu. Szkoda że wszystko się tak później potoczyło... Może byśmy byli parą? Wiem że wtedy w jej sercu kiełkowała miłość do mnie. Niestety, pewnie się wysuszyła. Wyrzucam gumę na chodnik, nie chce mi się jej podnosić. Pewnie jakiś dziadek się przyczepi. Mam rację.
- Młodzieńcze, podnieś to! - nakazuje "miły" staruszek. Przewracam oczami.
- Z ziemi się nie podnosi. - odburkuję a on stuka laską. Zaczynam się śmiać. - Ogarnij się dziadku, bo zaraz nie będzie tak przyjemnie. - odchodzę. Zatkało pana porządnie. Po paru minutach dochodzę do domu, grzecznie wchodzę żeby nie rozwalić framugi tak jak ostatnio po porządnej imprezie. Zdejmuję skórzaną kurtkę i ze spuszczonym wzrokiem wchodzę do salonu. Unoszę brew, kiedy widzę współpracę Cat i Blair oraz chłopaków. Przeszukują wszelkie informacje na Jej temat. Dochodzi do mnie że zakochałem się w niej. Ale praktycznie nic na jej temat nie wiem. Wzdycham, co nie umyka Tomowi. Patrzy na mnie wzrokiem tatusia. Siadam przy nich, biorę jedną z kartek do ręki.
Hope Fay, lat 19. Narzeczona Nathana Sykesa lat 19. 
Gorzka łza leci po moim policzku. Pierwszy raz od dawna. Jestem twardy, jestem zabójcą. A jednak, jeśli chodzi o sprawy miłosne jest mi ciężko. Może dlatego że jak byłem mały widziałem na moich oczach gwałt i morderstwo. Może dlatego że w szkole byłem wyrzutkiem. Może dlatego że mnie mój ojciec nienawidził. Może dlatego że Jessica mnie pobiła. To mnie być może ukierunkowało na zabijanie. Czuję ciepły, delikatny dotyk na mojej ręce. Dłoń Cat. Patrzy na mnie z nieukrywaną troską. No tak, pewnie się rozkleiłem. Wstaję gwałtownie, odganiam od siebie przytłaczające myśli. Idę do piwnicy. Otwieram kute z żelaza drzwiczki. Skręcam w lewo i wpisuję kod do sejfu. Moim oczom ukazuje się rząd noży oraz katan, kolejne dwa zwykłych, krótkich pistoletów, następne dwa pistoletów snajperskich, aż na końcu inne rodzai broni oraz zapasy naboi. Wybieram dwa pistolety, które chowam w bokserki. Mój stary odkładam, po czym wracam na górę. Uśmiecham się lekko do moich towarzyszy. Wychodzę z domu i kieruję się do ruin na obrzeżach Londynu. Lubię to miasto za klimat. Ten mroczny i tajemniczy klimat. Grząski piasek chrupocze pod moimi nogami. Docieram do miejsca i siadam na dużym kamieniu. Wpatruję się w wody Tamizy. Naglę słyszę jakieś pojękiwania. Idę w tamtą stronę...


Nie czuję że rymuję xd
Jestem w szpitalu, ale dodaję bo miałem napisanego go, więc czemu nie dodać :3
A wifi tu jest, więc na maksa korzystamy ^^
Mój tumblr --> http://sweetytigermommy.tumblr.com/
Mój drugi blog o TW --> blog-thewanted.blogspot.com
Do następnego <3

czwartek, 31 stycznia 2013

4. And you were there at the turn

Kilka następne dni, były spokojne. Chłopacy nadal nie ufają dziewczyną. Gdyby miały złe zamiary, raczej nie pomogłyby mi. Znów wychodzę z domu. Nie odpowiadam na pytanie Maxa gdzie idę, nie mam ochoty. Przechodząc przez ulicę, widzę Hope. Opiera się o słup z założonymi rękoma, jakby na mnie czekała. Podchodzę do niej.
- Nathy, pomóż mi. - mówi błagalnym tonem a ja unoszę brew.
- O co chodzi? - pytam a ona rozgląda się.
- Mój były chodzi za mną. - wzdycha i spuszcza wzrok. Przytulam ją i widzę postać niedaleko nas. Uśmiecham się pod nosem. Dziewczyna wtula się we mnie. Wyciągam pistolet z kieszeni i lekko nas obracam. Broń przykładam do biodra blondynki i strzelam. Trafiłem w brzuch, nawet lepiej. Łapię ją za rękę i uciekamy. Dobiegamy do jej kawalerki. Gestem dłoni zaprasza mnie do środka. Nawet przytulnie i przestronnie. Siadam na kanapie, po chwili Hope podaje mi kubek z kawą. Sama również to samo sobie zaparzyła. Upijam łyk aromatycznego napoju.
- Twoi przyjaciele chyba mnie nie lubią. - wzdycha a ja wzruszam ramionami.
- Są nieufni. Przypomnijmy, że mam ciebie zabić. - odpieram sarkastycznie.
Po pół godzinie wychodzę z jej domu i kieruję się do swojego. Znów za sobą słyszę kroki. Odwracam się i tym samym w porę powstrzymuję atak na mnie. Kopię mężczyznę w brzuch i strzelam w jego bark. Biegnę do domu, gdzie uspakaja mnie Jay. Mój najlepszy przyjaciel, rozumie mnie jak nikt. Opowiadam mu wszystko. Czas wyznać prawdę.
- Poznałem ją dwa lata temu, kiedy miałem zlikwidować Antoniego Vilesca. Pomagała mi. Po akcji uciekła do Nowego Jorku, bo bała się że będą chcieli zemsty na Niej i jej rodzinie. Wtedy rozwijało się miedzy nami uczucie. I teraz ono powróciło... - James klepie mnie w ramię.
- Miłość jest do bani. - uśmiecha się a ja kiwam głową. Włączam na odtwarzaczu "Numb" i nalewam sobie do szklanki alkohol. Tak samo robi McGuiness. Po kilku kieliszkach jesteśmy wstawieni. Jay podskakuje do rytmów piosenki, pogłaśniam piosenkę na full. Śmieję się i bawię bronią. Zdjęcie mojego ojca przypinam do ściany i strzelam do niego. Pistolet chowam do kieszeni i pluję na podziurawione zdjęcie. Słyszę dzwonek do drzwi, mimo tego że jest głośno w domu. Otwieram i widzę w drzwiach Blair. Kręci przecząco głową i z łatwością mnie odpycha. No tak, jestem pijany. Idzie do salonu, gdzie rozgląda się.
- Gdzie ona jest? - pyta i ścisza pilotem muzykę, czym wywołuje złość Jay'a.
- Kto? W ogóle nie wiem o co chodzi. - odpowiadam
- Hope. Zniknęła, ostatni raz widziała się z tobą.
Jej słowa powoli do mnie docierają, jak w zwolnionym tempie. Chciałbym przewinąć tę klatkę ale nie da się. Jesteśmy uwięzieni już na zawsze w mroku śmierci, którą z ochotą zadajemy.


Pisany przy moich ulubionych zespołach xd
Dają mi natchnienie ♥
Podoba mi się ten blog, ale jestem zawiedziony :c
Tyle osób z poprzedniego chciało nowego o TW.
I duupa. xd
No ale mówi się hop i do przodu. Czy jakoś tak ^^
Do następnego <3

środa, 30 stycznia 2013

3. Why you kill him?

Dobiegam do domu, i cały zgrzany opadam na sofę. Dobrze że jestem sam. Wzdycham ciężko. Po akcji z Hope, dwa lata temu, zabiłem szefa mafii włoskiej. W sumie przez przypadek. Niestety, zwaliłem na siebie całą mafię. Może o to chodzi w tym całym spisku? Może chcą się na mnie od wewnątrz zmieścić. Nie od dziś wiadomo, że jestem ulubionym członkiem Marc'a. Idę do pokoju, i wyciągam pistolet snajperski. Do tego bandana na twarz i kaptur na głowie. Uśmiecham się do siebie i wychodzę na zewnątrz. Rozglądam się i idę dalej. Ostatni raz patrzę w telefon.
" Above Street 256 "
Chowam BlackBerry do kieszeni. Po 10 minutach jazdy motorem, docieram do miejsca docelowego. Motor parkuje kilkanaście metrów dalej. Wchodzę schodami pożarowymi i stoję na dachu. Idealne miejsce do strzału, na przeciw. Wykładam broń, skręcam ją i ustawiam pod idealnym kątem. W końcu jestem perfekcjonistą. Kładę się na brzuchu, mój palec wskazujący spoczywa na spuście. Czekam na właściwą chwilę. Tłumik, dach. Wszystko mam zaplanowane. Słyszę jak katedra Windsorów wybija godzinę 23. Cel się spóźnia, ale to mnie nie odstrasza. No i wreszcie jest. Diler, nad dilerami. Czas wyrównać rachunki. Ze mną się nie zadziera. Kiedy mężczyzna znajduje się idealnie na linii ognia, strzelam. Głuchy strzał w głowę. Łuski chowam do specjalnego pudełeczka. Posprzątanie wszystkiego zajmuje mi parę minut. Wsiadam na motor i odjeżdżam spokojnie, bez pośpiechu. Znów w mojej głowie jest Hope. Wychodzę z garażu i lekkim krokiem wchodzę do domu. Unoszę brew, kiedy widzę Hope, Cat i Tom'a w salonie. 
- Czemu go zabiłeś? - pyta brunetka.
- O co chodzi? - chrząkam.
- Wczoraj na ulicy zabiłeś nożem jednego z naszych znajomych. Poplecznika Nathalie. - wzrusza ramionami Hope.
- Tak. Śledził mnie i chciał zaatakować.
- To się zgadza. Przy nim znaleźliśmy to. - blondynka podaje mi kartkę.
" Nathan Sykes, obserwować i pobić. Jeśli się nie uda-zabić "
Kładę papier na stół. To brzmi jak wyrok śmierci.


Dziękuję za takie śliczne komentarze. *_*
BĘDZIE NAPE. xd ♥
Kocham was, szczególnie jak się wkurzacie. ^^
Do następnego <3

wtorek, 29 stycznia 2013

2. Girl let me love you.

Każdy kolejny łyk alkoholu mnie odurzał, sprawiał że czułem się niepokonany. Wreszcie na horyzoncie się pojawiła Hope, ale jest... nieosiągalna. Nie dla mnie. Rzucam o ścianę pustą butelką bourbonu. Rozbija się na kawałki. Tom kładzie rękę na moim ramieniu, a ja wzruszam ramionami. Dlaczego miłość musi być do bani? Idę do pokoju, po czym kładę się na łóżku, i jak bachor zasypiam.
Budzę się ze strasznym bólem głowy. Normalne. Wstaję, przebieram się i idę do kuchni wziąć tabletkę. Broń spoczywa w mojej kieszeni. Słyszę dzwonek do drzwi, mozolnie je otwieram. Unoszę brew kiedy widzę przed sobą trzy dziewczyny. 
- Nie zabiłeś mnie. Znaczy więc to że masz dobre serce. - stwierdza Cat a ja śmieję się szyderczo. Wpuszczam je do środka. Chłopacy gromadzą się w salonie, naprzeciw gości. Dziewczyny patrzą po sobie niepewnie. Przed nie wychodzi Hope.
- Z pewnością widzieliście zdjęcie. To od nas. Uważamy że powinniśmy jakoś połączyć siły. To spisek. - mówi cicho.
- Tak, jasne. Już ci wierzę. - warczy Jay a ja piorunuję go wzrokiem.
- Nie to nie. My was ostrzegałyśmy - rezygnuje Blaire ale Hope zatrzymuje ją.
- Ok. Jutro wieczorem wszyscy się spotkajmy. - mówię a panna Fay uśmiecha się. Wychodzą a Jay ciężko upada na kanapę. Kiwam głową, jakbym karał małe dziecko. Wychodzę z domu i idę w stronę centrum. Rozmyślam o Hope. Wchodzę do sklepu i kupuję dwie paczki papierosów. Płacę i wychodzę. Kieruję się do parku, gdzie siadam na ławce i odpalam jednego papierosa. Zaciągam się, przymykając lekko oczy. Znów Ona zaprząta moją głowę. To denerwujące. Po kilku minutach gaszę papierosa i wkładam ręce do kurtki. Nudzę się, moje oczy wpatrzone są w ziemię. Ktoś siada obok mnie, spoglądam na tą osobę.
- Nathy, ty tutaj siedzisz? - śmieje się dziewczyna. A jednak pamięta.
- Tak, nie mam co robić. - wzruszam ramionami a ona mnie dźga w udo.
- Oj. Masz mnie. Tak, wiem, źle zrobiłam że wyjechałam. Ale wtedy się bałam i w ogóle tak wyszło... Przepraszam. Możemy to naprawić. - uśmiecha się blondynka.
- Dobrze. Naprawmy to. - na moją twarz wkrada się perlisty uśmiech. 
- To do jutra. - Hope kiwa mi na pożegnanie i odchodzi. Ja również wracam do domu, ale moja intuicja nie daje mi spokoju. Rzeczywiście, mam racje. Ktoś za mną idzie cały czas. Specjalnie skręcam w zaułek. Dochodzi do mnie. Odwracam się gwałtownie, uderzam go w twarz. Wbijam nóż w jego brzuch i uciekam.


Lol. 
Tylko tak skomentuje to xd
Jeśli czytacie to, to komentujcie. Proszę :3
Dzięki temu wiem, czy jest sens pisania. ^^
Blog z imaginami --> thewanteddreams.blogspot.com

poniedziałek, 28 stycznia 2013

1.

Zdjęcie przedstawiające Marc'a i Nathalie. Rozmawiają. Przecież Marc jest naszym szefem, a Nathalie szefową K-Mart. To nie możliwe. Kręcę przecząco głową. Chowam zdjęcie do koperty, kiedy wylatuje z niej karteczka. Zgrabnie złożona.
Oni planują spisek. Chcą zabić Was i Nas. Uważajcie. 
Unoszę brew i odkładam papiery na stół. Kilkanaście minut później przychodzą chłopacy. Ze spokojem oglądają zdjęcia, również te z szefami. Są zdziwieni, tak jak ja. Siva wpada na plan, który ma duże szanse na zwycięstwo. Z chęcią opowiada nam o nim, a moje myśli zajmuje Hope. Uśmiecham się pod nosem. Ironia losu. Zakochałem się, a teraz muszę ją zabić. I jej przyjaciółki. I nagle, zapala się jak gdyby lampka w mojej głowie. Chris, Chris Jones. Takie same nazwisko jak Caterina. Sam powiedział że ma siostrę, która do grzecznych nie należy.
- Tom, czy Cat może mieć brata? - pytam a Parker przeciera oczy.
- Tak, ma na imię Chris. - odpowiada obojętnie.
- Chris którego znamy? - upewniam się a on kiwa głową twierdząco. Uśmiecham się i idę do mojego pokoju. Chwytam do ręki broń, zakładam skórzaną kurtkę. Wyglądam przez okno, po czym wychodzę z domu. Patrzę na zegarek w telefonie wskazujący parę minut po dwudziestej. Przekręcam kluczyk w stacyjce i rozlega się pisk opon. Odjeżdżam na motorze. Połykam jezdnię jak smok. Po 20 minutach zatrzymuję się w pobliżu domu jednorodzinnego. Szybkim krokiem zmierzam ku niemu. Łatwo przechodzę przez płot. Dzwonię dzwonkiem, który jest umieszczony pod tabliczką z napisem "Jones". Ładuję broń, mam 10 naboi. Otwiera mi blondyn, wchodzę i pcham go na ścianę, tak że uderza głową o ścianę. Wchodzę do salonu, strzelam do dwóch gości i jakiejś dziewczyny. Przykładam lufę pistoletu do skroni Cateriny. Jej ciemne oczy, patrzą na mnie ze strachem. Moja intuicja mówi abym jej nie zabijał. Wpatruję się w nią i waham. Zegar wybija godzinę 21. Strzelam. Kula utyka w suficie a brunetka zakrywa się poduszką.
- Masz szczęście. - mówię cicho i wybiegam z jej domu. Wsiadam na motor i odjeżdżam. Krążę bez celu po mieście, zastanawiając się czemu jej darowałem życie. Może dlatego że jest przyjaciółką Hope? Nie wiem. Dociskam gaz i o mało nie zabijam się na skrzyżowaniu. Mam gdzieś prawo czy policję. Nic nie mogą mi zrobić. Ostatni raz skręcam i podjeżdżam pod nasz dom. Schodzę z motoru i odprowadzam go do garażu, gdzie Jay majsterkuje przy swoim Mercedesie. Omijam go i wchodzę bocznymi drzwiami do kuchni. Biorę do ręki szklankę i bourbon. Może na chwilę zapomnę o stresie. Siadam w salonie, nogi kładę na stole i zaczynam samotnie pić.


Czy ten blog przetrwa, zależy od was. xd
Mam coraz lepsze pomysły do niego, nie powinno być źle ^^
Do następnego <3

niedziela, 27 stycznia 2013

Prolog

Szybkim krokiem idę do kawiarni, gdzie czeka jeden z ochroniarzy szefa. Siadam obok niego przy barze, z nosa lekko ściągam okulary. Widzę siebie w odbiciu, włosy postawione do góry, niebiesko-zielone tęczówki spoglądają na odbicie. Przenoszę wzrok na "posłańca".
- Macie za zadanie zabić trzy członkinie K-Mart. - mówi powoli a ja kiwam głową. - W tej kopercie są ich zdjęcia. Szybko i po cichu. Rozumiesz?
- Tak, rozumiem. Jestem profesjonalistą, nie bój się Mike. - stwierdzam i odpakowuję białą kopertę. Pierwsze zdjęcie przedstawia brunetkę. Pod zdjęciem podpis "Cat Jones". Kolejne zdjęcie trafia do mojej ręki, tym razem na nim jest blondynka o bardzo jasnych oczach ~ Blair Vickerson. Na końcu biorę do ręki fotografię, która przedstawia osobę, którą tak dobrze znam.
- Hope... - szepczę, a Mike szturcha mnie.
- Ładne imię, ale ona jest najważniejsza z nich. Musimy mieć pewność że będzie nie żyć.
- Mhm. - odpieram i chowam obrazki do kieszeni kurtki. Z powrotem zakładam moje Ray-Bany i wychodzę z budynku. Lekkim krokiem idę przed siebie. Przechodzę przez park, mijają mnie rozbawione dzieci. Nagle coś przykuwa moją uwagę. Jedna z ofiar, dokładniej panna Fay. Idę w jej kierunku, zachowując bezpieczną odległość. Instynktownie wkładam rękę do kurtki, gdzie moją skórę dotyka chłód metalu. Chłód pistoletu. Idę cały czas za nią, śledzę ją. Po kilkunastu minutach, dociera do domu mieszkalnego. Coś grzebie przy domofonie, a następnie wchodzi do środka. Wchodzę za nią i schodzę po schodach w dół. Blondynka wita się z przyjaciółkami. Robię telefonem zdjęcie i ulatniam się, aby mnie nie zobaczyły. Po 20 minutach jestem w moim, a raczej naszym domu. Odkładam pistolet i nóż wojskowy na stoliku w pokoju. Ściągam buty i kurtkę. Zostawiam fotografie na stole w salonie, aby chłopacy je zobaczyli. Nalewam soku pomarańczowego do szklanki i oparty o blat stołu piję go. Słyszę wystrzał z broni, biorę więc moją i wybiegam przed dom. Strzelam do zakapturzonej postaci, ta jednak ucieka. Podchodzę do skrzynki na listy, w którym znajduje się jakiś papier. Wyciągam go z przegródki i na spokojnie czytam go na kanapie. To co tam się znajduje, przeraża mnie i zaciekawia...


Nie mam talentu do prologów...
Zobaczymy kiedy będzie następny rozdział, wszystko zależy od was. ^^

Bohaterzy ♥

Nathan Sykes (19l.)
Lepiej z nim nie zadzierać. Chłopak wybuchowy o ognistym temperamencie. Zakochał się w swojej znajomej z zawodu, jednak ona zaszyła się w Nowym Jorku. Tęskni za nią, jednak nie daje tego po sobie poznać. Jest oczkiem w głowie szefów. Najczęściej dostaje zadanie strzelania z dachów bądź wysokości - snajper.
Hope Fay (19l.)

Znajoma Nathana, po niezbyt udanej akcji, przeprowadziła się do NY. Po dwóch latach jednak wróciła do Londynu, gdzie na jej drodze staje The Wanted. Nie patyczkuje się z nikim, z charakteru podobna jest do Nathana. Najlepiej wychodzi jej rzucanie nożami z dużej odległości.


Cat Jones (22l.)
Mimoswojego młodego wieku, Caterina bo takie jest jej prawdziwe imię, wiele przeszła. W jej żyłach płynie krew angielsko-rosyjsko-włoska. Ma 3 tatuaże: na karku, pod piersią i na kostce. Zna Hope od małego, to właśnie blondynka wciągnęła ją w to co robią. Nie rozstaję się z pałką teleskopową, a czasami w torbie ma kusze. 

Blair Vickerson (22l.)
Bezkompromisowa. Uwielbia kusić swoją ofiarę, aby potem ją zabić. Ma dwa dobermany, które słuchają jej jak nikogo. Przez to że była rozpieszczana w dzieciństwie, Blair dołączyła do kartelu. Jej specjalnością jest w drastyczny sposób zadawanie bólu.

Jay McGuiness (22l.), Tom Parker (24l.), Max George (24l.), Siva Kaneswaran (24l.)
Tworzą razem z Nathanem, siatkę o nazwie The Wanted. Każdy z nich ma zupełnie inną historię, inne zdolności. Przyjaźnią się, a w akcjach łączy i pomaga im wzajemna lojalność.


Chris Jones (23l.)
Koleguje się z The Wanted, jest bratem Cat. On najczęściej musi jej pilnować. Niestety, Christopher ma nałóg-kokainę. Tom pomaga mu wyjść z tego. Posługuje się bronią kaliber 11.